facebook

Social Icons

twitterfacebookgoogle plusrss feedemail

piątek, 29 listopada 2013

Biznes fotoradarowy to extra bonus dla ubezpieczycieli.

Obowiązkowe ubezpieczenia komunikacyjne to biznes pewny i jakby na to nie patrzeć reglamentowany. Rynek firm ubezpieczeniowych jest podzielony i nie ma tam miejsca dla małych firm. 

Wszelkie działania państwa, które mają na celu skuteczne zmniejszanie wypadków i kolizji drogowych to dla ubezpieczycieli duży bonus. Jeżeli jeszcze takie działania nic nie kosztują, to jest to bonus extra. 

Takim bonusem jest system antyradarowy na polskich drogach, który rozrasta się z roku na rok. Koszty utrzymania tego systemu ponosi wyłącznie podatnik. To doskonała obrona rynku ubezpieczycieli. Mniej wypadków to i mniej wypłat odszkodowań, a składki płacić trzeba.

Niestety, ale nie przekłada się to na zmniejszenie składek. Sektor ubezpieczycieli od zawsze narzeka i ma tylko jeden, stały przekaz  ... o stale rosnącej szkodowości. Trochę to mało wiarygodnie, bo i sprzedaż paliw spadła o 10% ... i coraz więcej dobrych i nowoczesnych dróg ... i coraz bezpieczniejsze samochody, a także fotoradary robią swoje.

czwartek, 28 listopada 2013

Punkt widzenia polskich ekonomistów zależy od punktu siedzenia?

Ekonomia jak wiadomo nie jest nauką ścisłą, a nauką społeczną opisującą produkcję, dystrybucję i konsumpcję dóbr. Do opisu zjawisk społecznych wykorzystuje jednak nauki ścisłe (metody ilościowe). 

Miszmasz nauki społecznej ze statystyką stwarza duże możliwości w zakresie tworzeniu różnych modeli, w tym ... absurdalnych. Daje to również ekonomistom możliwość wykonywania nieoczekiwanych wolt z dnia na dzień. 


Nasz nowy MF Mateusz Szczurek do czasu nominacji na tą zaszczytną funkcję był zwolennikiem utrzymania status quo w zakresie funkcjonowania systemu emerytalnego w Polsce, w tym utrzymania OFE. Nominacja na ministra wszystko naraz zmieniła. Teraz ten sam ekonomista zapewne zlikwiduje system OFE w Polsce. Czy punkt widzenia polskich ekonomistów zależy od punktu siedzenia?

Takie wolty stwarzają okazję do stawiania pytań na temat ekonomii jako nauki i ekonomistów jako naukowców? Może pojechałem z tym stwierdzeniem za daleko ... a może nie? Przecież w Polsce można w tej samej sprawie być za, a nawet przeciw.

środa, 27 listopada 2013

Nigeryjski przekręt na allegro. Kolejna odsłona.

Nigerian scam (nigeryjski przekręt) został opisany tysiące razy, ale "biznesmeni" przekrętacze szukają naiwnych cały czas. Oto najnowsza próbka z dnia dzisiejszego. Tym razem rozsyłają do "Witaj Allegro.pl członek". Zapewne kilka osób nabierze się na ten prostacki "biznes", ale na to nie ma już rady. Jakby ktoś chciał zobaczyć, jak "my pisać do was" to tak wygląda ostatnia akcja "biznesmenów" przekrętaczy. 

Nigeryjski prostacji przekręt
Nie muszę chyba nikogo instruować co należy z tym robić, a właściwie nie robić. Pod żadnym pozorem (ciekawość uff!) nie klikać i nic nie wpisywać. Tylko tyle i aż tyle.

wtorek, 6 sierpnia 2013

Lodowa pułapka.

Ile ryb widać na zdjęciu? 5? Ja widzę 8.
Dzisiaj niektóre media nagłośniły sprawę, którą można nazwać lodową pułapką. 

Zgodnie z ustawą o VAT stawka VAT na lody to 5%, ale na podstawie innych szczegółowych przepisów, gdy lody spożywane są na miejscu u sprzedawcy (czyli w kawiarni, restauracji itp) to stawka VAT wynosi 8%. W żaden sposób sprzedawca prowadzący lokal gastronomiczny nie może udowodnić, że lody są wynoszone i spożywane poza jego lokalem. Jeżeli w lokalu jest przynajmniej jeden stolik i jedno krzesło, to przecież można spożywać lody na miejscu (... wszystkie i bez wyjątku ...), czyli należy się taxmanowi 8% ... zawsze, za wszystko i wszędzie.

I w taki oto sposób tworzy się pułapki na uczciwych ludzi. W tym przypadku jest to mrożąca lodowa pułapka. W jakim celu tworzy się takie przepisy?

W Polsce jak wynika z lodowego przypadku w dalszym ciągu obowiązuje zasada, że należy najpierw zrobić z kogoś wielbłąda, a potem udowadniać mu że nim nie jest, choć sam ów ktoś przyznaje się, że tym wielbłądem nie jest i nigdy nie był. Grunt to mętna woda polskich przepisów.

czwartek, 27 czerwca 2013

Na pierwszą nóżkę za OFE, a na drugą nóżkę za Bykowe wypijmy dziś panie i panowie!

Rosnący dług publiczny Polski zmusza Polski rząd do działania. Nie ulega już żadnej kwestii, że jako pierwsze padną OFE. Czy to pomoże? Zapewne na krótką metę tak, ale poszukiwania pieniędzy trwają dalej. Najlepiej sięga się tam, gdzie jest łatwo. Przynajmniej tak wydaje się. 
Family or Bykowe?


Od czasu do czasu przypominają nam o bykowym. To z jednej strony wstydliwy problem, bo kojarzy się jak najgorzej z peerelem, ale kasa misiu kasa ...

Podwyższoną kwotę podatku dochodowego wprowadzono w Polsce w 1946 roku. W potocznym nazewnictwie podatek ten egzystował jako bykowe. Bykowe było płacone przez osoby bezdzietne, nieżonate i niezamężne powyżej 21 roku życia (od 1 stycznia 1946 do 29 listopada 1956), a później powyżej 25 roku życia (do 1 stycznia 1973). Jednak i żonaci nie mieli lekko. Jeżeli w ciągu dwóch lat od zawarcia małżeństwa nie dorobili się potomstwa, to jako stare byki też musieli przystąpić do bykowego. Tak państwo ludowe realizowało politykę prorodzinną. Dopiero Edward Gierek zniósł ten podatek.

Jak doniosła niedawno prasa, pomysł na reaktywację bykowego podchwycił PiS. Podobno Minister Pracy zamierza w tej sprawie konsultować się z ZUS-em. Nowe bykowe nie ma być już tak restrykcyjne, bo ma obejmować osoby powyżej 40 roku życia ... ale za to ma również obejmować panny. Więc mielibyśmy bykowe i jałówkowe w jednym.

Ciekawe co z księżmi, osobami bezdzietnymi i osobami, którzy chcą założyć związek, ale po prostu nie potrafią ... itd? Kto by ich zwalniał z tego podatku? Przed jaki urzędnikiem musieliby się płaszczyć i tłumaczyć ze swojej bezdzietności?

Szacuje się, że osoby samotne w Polsce stanowią 26% dorosłego społeczeństwa. Tendencja jest wzrostowa, a single to zwykle ludzie aktywni i uzyskujący wysokie dochody.

Gdyby jednak sprawie przypatrzeć się obiektywnie, to przecież bykowe i jałówkowe obowiązuje w Polsce i to od lat. Czym są ulgi w podatku PIT dla posiadających dzieci? To de facto ukryte bykowe i jałówkowe. Każdy, kto nie ma dzieci płaci przecież wyższe daniny dla państwa. Na każde dziecko przypada rocznie kwota 1.112,04 zł. To jest obecne bykowe!


Pomysł z bykowym wydaje się absurdalny, ale ...

środa, 15 maja 2013

Najwięksi pracodawcy w Polsce to firmy państwowe i budżetówka.

Marzeniem większości Polaków jest praca w urzędzie lub w firmie państwowej. Po prostu tak jest. Taka praca to w przekonaniu większości Polaków pewność zatrudnienia i płacy.  Praca w firmie prywatnej zawsze związana jest z aktualną koniunkturą na rynku. Są zlecenia i zbyt na usługi firmy prywatnej to jest i praca i płaca. Takiego dylematu nie mają pracownicy budżetówki i firm państwowych. Tam nic, albo niewiele zależy od koniunktury gospodarczej.   


Firmy prywatne w Polsce nie stworzyły jak do tej pory wielkich i prężnych organizmów gospodarczych. Jest ich wiele, ale zdecydowana większość z nich nie stanowi potęgi ani na polskim, ani na międzynarodowym rynku. Z najnowszego zestawienie 500. największych przedsiębiorstw w Polsce w 2012 roku, które w kwietniu opublikowała Rzeczpospolita, możemy dowiedzieć się, że firmy kontrolowane przez państwo wiodą prym na rynku polskim. W pierwszej dziesiątce firm o największym zatrudnieniu jest tylko jedna firma prywatna. To portugalska Biedronka, której właścicielem jest Jeronimo Martins Polska.

Pierwsza 10. firm o największym zatrudnieniu wg. Rzeczpospolitej:
1. Kompania Węglowa S.A. – 60 122
2. Polska Grupa Energetyczna S.A. – 41 276
3. PKP Polskie Linie Kolejowe – 39 401
4. Jeronimo Martins Polska S.A. – 34 245
5. KGHM Polska Miedź S.A. – 34 045
6. Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo S.A. – 32 326
7. Jastrzębska Spółka Węglowa S.A.  – 29 785
8. PKO BP S.A.  – 28 556
9. Tauron Polska Energia S.A. – 27 816
10. PGL Lasy Państwowe – 24 703

środa, 1 maja 2013

Obiecanki Vatanki część II

Na początku obecnego roku premier Tusk powiedział, że "... to, czy stawki VAT w 2014 roku wrócą do poziomów sprzed podwyżki w 2011 roku będzie zależało od tego, jak będzie wyglądał rok 2013 ...". Teraz już wiemy, że przez najbliższe lata nie ma mowy o obniżeniu podatku VAT. MF J.V. Rostowski powiedział po wtorkowym posiedzeniu rządu, że aktualna stawka VAT zostanie utrzymana na dotychczasowym poziomie do końca 2016 roku. Jednocześnie dodał, że w 2017 roku nastąpi automatyczne obniżenie stawki VAT. Zastrzegł przy tym, że możliwe jest wcześniejsze obniżenie stawki VAT pod warunkiem szybszego wzrostu gospodarczego niż przewidują rządowe prognozy. 

Wydaje się, że obecny komunikat to tylko usankcjonowanie na stałe podwyższonej stawki VAT. Po pierwsze szybszy wzrost gospodarczy jest mało realny. Po drugie w 2016 roku będą wybory, więc można obiecywać, gdy nie będzie się podejmowało decyzji. Nowy rząd, bez względu z jakiej opcji się wyłoni, nie podejmie w 2017 roku decyzji o obniżeniu VAT, bo to jest nierealne.

niedziela, 28 kwietnia 2013

Czy skończy się kiedyś narzekanie Polaków na wszystko, co nas otacza w Polsce.

Czy narzekanie na wszystko i wszystkich skończy się kiedyś w Polsce. Czy rzeczywiście nic nie zmieniło się w Polsce przez ostatnie 20 lat, tak, jak to napisał anonimowy komentator z onetu:

"Po 20 kilku latach powróciłem na starość do Polski. W urzędach nie zmieniło się nic - ta sama arogancja niekompetentnych urzędniczyn, to samo rzucanie kłód pod nogi przy załatwianiu błahych spraw, jeszcze większa liczba wymaganych poś-i zaświadczeń, podejrzliwość, utrudnianie wszystkiego co nie-i możliwe.
Mam wrażenie, że obecne stado urzędniczyn to dzieci tych z prl-u, gdy wyjeżdżałem.
W porównaniu do Europy cofnęliśmy się o następne 20 lat. Niewiarygodne, jak pozwalamy się manipulować błaznom i ciemnocie... Biedny naród...
"
Pozostawię to bez komentarza, bo jakikolwiek mój komentarz nie rozstrzygnie tego dylematu. A może tylko zacytowałem reminiscencje człowieka, który wyrósł w tamtej epoce i dalej jej szuka w Polsce, a Polska to już jednak inny świat?

środa, 10 kwietnia 2013

OFE czyli genialny biznes .... ale jakim kosztem!

Zapewne wiele osób może zdziwić ten tytuł. Jak to? Przecież OFE miało płacić nam wysokie emerytury, a teraz mówią tylko o wypłacie tego, co zgromadzono na kontach i to jeszcze w ratach i wypłatach w określonym czasie. Inwestowali w papiery dłużne państwa i akcje. Niewiele zarobili. Czy w ogóle cokolwiek zarobili dla nas? Jaki to genialny biznes? 
Wypijmy za zdrowie Polaków!

Kupcie sobie świnkę na drobne monety ...

Należy rozróżnić dwa biznesy. Pierwszy to biznes przyszłych emerytów, a drugi to biznes instytucji zwanych OFE. Biznes OFE od samgo początku był biznesem pewnym. Nie obarczonym żadnym ryzykiem i niepewnością, jak to zwykle bywa na konkurencyjnym rynku. Państwo gwarantowało im systematyczne wpłaty składek i olbrzymią prowizję za zarządzanie systemem. Jaki to był biznes dla OFE. Bajeczny. Wymarzony!

Jaki to był biznes dla Polski? Dla Polski było to i jest marnowaniem pieniędzy, bo system utrzymywany jest poprzez ciągłe zadłużanie się Polski. To konieczność przekazywania do OFE olbrzymich pieniędzy spowodowała blisko połowę polskiego długu publicznego. Cały ten system zależny jest od państwa i dla państwa jest bez sensu. OFE niczego w Polsce nie rozwiązały, łącznie z problemem demograficznym. Ten system był od początku bez sensu. Czy ci co go wprowadzali nie wiedzieli o tym? Trudno w to uwierzyć.

Polski dług publiczny jest już tak olbrzymi, że rządzący nie mają już wyjścia i zapewne za chwilę rozwiążą ten system. Jeżeli tego nie zrobią to mają równie "dobre" rozwiązania:
- zwiększać dług publiczny dalej, aż Polska stanie się bankrutem
- podnieść podatki
- cięcia w strefie wydatków państwa ... i pożegnanie się z rządzeniem.

Co wybiorą? Wiadomo.

piątek, 5 kwietnia 2013

Allegro ma problemy techniczne. Jakie i jak długo? Od nich trudno się dowiedzieć.

W ciągu ostatnich dni występują bardzo duże perturbacje z dostępem do serwisu allegro. Między innymi użytkownicy serwisu korzystający z łączy UPS i Vectry nie mogą połączyć się z serwisem. Czy wszyscy? Tego nie wiadomo, bo allegro praktycznie nie informuje, co dzieje się z portalem aukcyjnym i jakiej natury są te problemy. 

Allegro zrzuca winę na dostawców, co wydaje się co najmniej kuriozalne. Podobno UPC już zaprzeczyła, że ma co jakikolwiek związek z technicznymi problemami allegro.

Brak bieżącej i wyczerpującej informacji nie wystawia temu portalowi najlepszego świadectwa. ale ten typ chyba tak ma? Allegro odgrywa olbrzymią rolę na mapie małego i średniego biznesu w Polsce i takie sytuacje są niedopuszczalne.

środa, 3 kwietnia 2013

NBP wystąpił w obronie dobrego imienia swojego Prezesa.


NBP od pewnego czasu wysyła do banków i ubezpieczycieli pisma z żądaniem usunięcia z materiałów reklamowych i stron internetowych tych instytucji sformułowania "podatek Belki". NBP twierdzi, że jest to niedopuszczalne sformułowanie. Jak nietrudno się domyśleć zapewne NBP chodzi o to, że takie sformułowanie godzi w dobre imię Marka Belki? Podobno NBP wysłał kilkaset takich wezwań i większość z tych instytucji stosuje się do żądania NBP.

Podatek Belki został wprowadzony pod koniec 2001 roku przez MF Marka Belkę. Jak wtedy opowiadano w mediach miał pomóc załatać dziurę budżetową i był wprowadzony tylko na pewien czas. 

Minęło już 12 lat od wprowadzenia podatku od zysków kapitałowych i nikt już nawet nie pamięta jak długo miał obowiązywać?

Czy rzeczywiście jest o co kruszyć kopie? Pomijając sam fakt powtórnego opodatkowania wcześniej opodatkowanych pieniędzy, co z moralnego punktu widzenia jest co najmniej dwuznaczne,to przecież ten podatek był najlepiej przygotowanym i wprowadzonym podatkiem w Polsce. W przypadku podatku Belki wszystko jest jasne. Czy Marek Belka nie powinien być raczej dumny z tego podatki. Przecież za 100 lat w podręcznikach z zakresu finansów nikt zapewne nie będzie pisał o obecnym Prezesie NBP. Podatek Belki pozostanie w nich na zawsze, a tak nikt w przyszłości nie dowie się kim był Marek Belka.

Nie jest jasne, czy jest to inicjatywa nadgorliwych urzędników NBP, czy też sugerował ją sam Marek Belka? Wcale bym się nie zdziwił, gdyby okazało się, że Prezes nic o tym nie wie? Panie Prezesie! Nie ma się czego wstydzić.

wtorek, 19 marca 2013

Cypryjski podatek.

Teraz już przynajmniej wiemy, że w biznesie wszystko chwyty dozwolone. Państwo, które stoi na straży porządku to nie jest już taki pewnik, jak było dotąd. Państwo może wszystko podciągnąć pod sytuacje nadzwyczajne i nałożyć na obywateli dowolną kontrybucję. Rozumiem, że gdyby była wojna, to wszyscy muszą bronić niepodległości i państwo ma prawo podejmować nadzwyczajne działania. Na Cyprze nie ma wojny i na takową się nie zanosi. Cypr został doprowadzony do bankructwa przez te same władze, które dzisiaj nakładają na obywateli kontrybucję. Może nie są to ci sami ludzie, ale przecież jest ciągłość władzy.

Cypr wprowadzając 10% CIT wiedział, że przyciągnie do siebie pieniądze z różnych źródeł. Do krachu finansowego na Cyprze doprowadziły przecież banki, które inwestując głównie w Grecji, popełniły fatalny błąd. I za ten błąd mają płacić obywatele? Niektórzy ekonomiści zwracają uwagę, że opodatkowanie oszczędności może zachwiać zaufaniem do europejskiego systemu bankowego. Kto dzisiaj ma zaufanie do tego systemu? Raczej obywatele nie mają wyjścia, bo gdzie pójdą ze swoimi oszczędnościami. Rządzący skutecznie wyrugowali z rynku wszelkie alternatywy dla oszczędzających. Kontrybucja nałożona na oszczędzających to nie jest ratowanie Cypru. To sposób na ratowanie systemu bankowego i miliardowych oszczędności oligarchów. 

Polskie przedsiębiorstwa, których na Cyprze zarejestrowanych jest około 5 tysięcy zainwestowały tam 400 mln euro. To jest nic w stosunku do całości zagrożonych depozytów!

Jaki przekaz dla społeczeństw płynie z pomysłu unijno-cypryjskiego? 
Nie warto pracować? 
Nie warto oszczędzać?

czwartek, 7 marca 2013

Akcyzę na samochody zastąpią podatkiem ekologicznym.

Od wielu lat w Ministerstwie Gospodarki trwają prace nad wprowadzeniem zaporowego podatku ekologicznego, którego głównym celem ma być ograniczenie importu używanych samochodów i nakłonienie kierowców do kupowania nowych samochodów. Z informacji przekazanych przez niektóre media wynika, że nabrały tempa prace Sejmowej Komisji Gospodarki nad dokumentem, w którym akcyzę na samochody proponuje się zastąpić podatkiem ekologicznym.

Preferowany wariant podatku zakłada jednorazową płatność podatku ekologicznego przy pierwszej rejestracji samochodu w Polsce. Wysokość podatku ekologicznego będzie zależna od takich czynników, jak: normy czystości spalin Euro oraz pojemność silnika. Do podatku doliczona ma być również obowiązkową opłatą za zezłomowanie pojazdu.

Wprowadzenie podatku ekologicznego zapewne znacznie ograniczy import samochodów, który i tak maleje z roku na rok. Pociągnie to za sobą zmniejszenie zapotrzebowania na usługi mechaników oraz dostawców części zamiennych do samochodów. 

Dla znacznej części polskiego społeczeństwa zakup nowego samochodu jest w dalszym ciągu nieosiągalny. Polacy kupują używane pojazdy tylko dlatego, że nie stać ich na nowe samochody. Czy podatek ekologiczny wpłynie więc na zwiększenie sprzedaż nowych pojazdów w salonach, czy też część Polaków po prostu zrezygnuje z posiadania samochodu?

Wprowadzenie podatku ekologicznego ma niewątpliwie wymiar fiskalny, a robione jest pod skądinąd szczytnym hasłem ochrony środowiska naturalnego. Czy suma summarum to się wszystkim opłaci pokaże praktyka. Czy wzrost dochodów budżetu państwa z tytułu podatku ekologicznego będzie na tyle większy niż dotychczasowe wpływy z z akcyzy, aby zniwelować spadek innych dochodów, które nowy podatek spowoduje? 

Gdyby tak naprawdę chodziło o ekologię, to przede wszystkim zniesiono by obowiązek używania świateł mijania w okresie letnim. Żadne statystyki nie potwierdzają skuteczności tej metody, a straty ekologiczne są bardzo wymierne. Więcej dla ekologi zrobiłoby przeniesienie ruch tranzytowego przez Polskę na tory. O tej propozycji jest bardzo cicho. Każdy uczestnik ruchu drogowego co chwila napotyka na swojej drodze samochody, które napędzane są przez różne wynalazki typu olej rzepakowy. To po prostu czuć.

Zamiana akcyzy na podatek ekologiczny, to pomysł typu zamiany kasy chorych na NFZ. Niczego z tego nie przybędzie. Niestety w niektórych państwach Unii Europejskiej taki podatek został wprowadzony, więc Polska też musi?

środa, 6 marca 2013

Dlaczego Polacy narzekają na Polskę?

"polski holender: Mieszkam w Holandii od 5-ciu lat w małym miasteczku, ok 1000 dusz, właściwie to wieś. Mamy "supermarket" Emte w którym dostane wszystko co potrzebuję z art. spożywczo-drogeryjne-chemicznych. Kupie coś np. za 1euro i nie ma problemu z płatnością kartą. Niedawno byliśmy w PL i robiliśmy zakupy w biedronce. Kwota ok 150 zł i jak nie masz gotówki to wypad. ŻENADA!!!! P.S. i jeszcze ci "ochroniarze", wchodzisz do sklepu i na dzień dobry jesteś traktowany jak potencjalny złodziej-to dotyczy się nie tylko Biedronki ale i innych sieci. Pozdrawiam z normalnego kraju"
Pozwoliłem sobie przytoczyć komentarz znaleziony pod jednym z artykułów na onet.pl, ponieważ na podobne w formie i treści komentarze można natknąć się w wielu miejscach w Internecie. Polacy, którzy wyjechali w ostatnich latach za granicę narzekają na Polskę. Wniosek z tych komentarzy może być tylko jeden: Wszystko w Polsce jest źle zorganizowane, a na Zachodzie wszystko funkcjonuje, jak w szwajcarskim zegarku. Czy tak jest w rzeczywistości, czy też wychodzi nasz przysłowiowy talent do narzekania?

wtorek, 26 lutego 2013

Sprzedaż przez telefon, czyli wszelkie chwyty dozwolone c.d.

Niedawno w artykule Najważniejsze są pierwsze 30 sekund rozmowy! pisałem o sprzedaży przez telefon. Wydawało mi się, że nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć przy sprzedaży przez telefon. Aż tu dzisiaj otrzymałem nową propozycję sprzedaży, którą roboczo nazwałem "na krzyk i strach".

Rozmowa wyglądała mniej więcej tak:

"Chciałem rozmawiać z osobą decyzyjną w firmie w sprawie ustalenia terminu spotkania dotyczącego sprzedaży ...[tutaj nazwa produktu]".

Efekt jest piorunujący, bo osoba odbierająca taki telefon nie wie o co cho. Poza tym dzwoniący mówił to z taką pewnością siebie, że dla odbierającego telefon jest praktycznie pewne, że to tylko czysta formalność.

Czy szef ustalił już taki termin i teraz chodzi o nadanie sprawie biegu? Myśli kłębią się i łatwo wpaść w pułapkę.

sobota, 23 lutego 2013

Fotoradary dopełnią dzieła zniszczenia powszechnej motoryzacji?

Na drogach zawsze dochodziło do bardzo wielu wykroczeń. Nie ma na świecie kierowcy, który nie byłby od czasu do czasu w kolizji z przepisami ruchu drogowego. 

Państwo na ten stan rzeczy ma tylko jedną odpowiedź. Tą odpowiedzią jest ciągle rozbudowywany katalog kar. Do tego potrzebne są coraz bardziej wyrafinowane narzędzia, więc teraz na drogach i ulicach stawiane są kombajny fotoradarowe. Oficjalny cel tych działań jest powszechnie znany i nie będę się nad tym rozwodził. 

Bardziej interesują mnie skutki uboczne tego rodzaju działań. Czy fotoradary spowodują tylko zmniejszenie ilości wypadków (oby) i zwiększenie wpływów budżetowych?

Na podstawie rozmów z wieloma osobami i lektury komentarzy użytkowników dróg prognozuję jeszcze jeden skutek opresji fotoradarowej na drogach. Uważam, że będzie zmniejszał się ruch na drogach. To z kolei wpłynie na zmniejszenie sprzedaży paliw oraz samochodów. Jakie będą konkretne skutki boomu fotoradarowego dla biznesu paliwowego i motoryzacyjnego tego nikt dzisiaj nie wie?

Czy jazda samochodem nie ograniczy się tylko do niezbędnych wyjazdów? Dzisiaj wielu kierowców w trakcie jazdy mniej uwagi poświęca innym uczestnikom ruchu drogowego, a więcej na rozglądanie się w poszukiwaniu zastawionych na nich pułapek na drogach. Czy to zachęca do jazdy własnym samochodem?

czwartek, 14 lutego 2013

Proste rezerwy już się wyczerpały.

Władze i autorytety ekonomiczne odtrąbiły, że w 2013 roku czeka Polskę spowolnienie gospodarcze, ale i tak będziemy na plusie. Czy spowolnienie gospodarki polskiej jest tylko wynikiem ogólnej słabej koniunktury w gospodarce światowej? Może jednak sprawa jest dużo bardziej poważna, bo wyczerpały się proste rezerwy, które do tej pory można było wykorzystywać?

Niestety, ale Polska w świecie nie kojarzy się z nowoczesnością i innowacyjnością. Konkurencyjność polskich przedsiębiorstw na rynkach międzynarodowych jest niewielka, bo polskie firmy w swoim ogóle nie są nowoczesne. Analityce oceniają, że przy takim tempie rozwoju osiągniemy średni dochód narodowy w Unii Europejskiej za 30 lat. To tak odległa perspektywa! W 1995 roku polski PKB był na poziomie 43% średniej w UE, a w 2011 roku na poziomie 65%. 

Dokąd pędzi polska gospodarka?
Czy widać w tym tunelu światełko dla polskiej gospodarki?

Jednak na doganianie w takim tempie nie mamy co liczyć. Jest więcej, niż pewne, że Polska gospodarka dostanie teraz przysłowiowej zadyszki. To nie jest nawet teza, ale pewnik, bo tak zawsze działo się z innymi państwami, które goniły czołowe gospodarki. Granicznym dochodem okazuje się 17.000 USD, a taki poziom Polska już przekroczyła. Jest więcej, niż pewne, że przez lata będziemy rozwijali się w dużo słabszym tempie, jeżeli rozwój będzie w dalszym ciągu oparty na zwiększaniu efektywności pracy i taniej sile roboczej.

Czy w związku z tym nigdy nie osiągniemy poziomu PKB najbogatszych państw świata. Zapewne takiego poziomu nie osiągniemy w dającej się przewidzieć perspektywie czasowej, ale powinniśmy wyznaczyć sobie kamienie milowe i osiągać pojedyncze cele wzrostu PKB jeden po drugim. 

Ruszenie w pościg wymaga jednak wielu zmian i nie jestem pewien, czy nas na to stać. Po pierwsze powinno się postawić na innowacyjną gospodarkę. Tutaj tkwi olbrzymi potencjał wzrostu, bo obecnie jesteśmy innowacyjnym ogonem Europy. Po drugie należy zmienić prawo gospodarcze, które uwolni szczególnie drobnych przedsiębiorców z okowów biurokratycznych obowiązków i ciągłej podejrzliwości ze strony organów państwa. Wystarczy skopiować wzorce biurokracji brytyjskiej.

Czy jest to możliwe? Oczywiście, że tak.
Czy jest to realne? ....?

piątek, 8 lutego 2013

Będąc poza strefą euro nic nie znaczymy w Unii Europejskiej?

Coraz więcej ekonomistów .... bo o niektórych politykach, to nawet nie warto wspominać ... twierdzi, że "będąc poza strefą euro nic nie znaczymy w Unii Europejskiej". Co oznacza taki przekaz i do kogo jest kierowany?  Dlaczego teraz, gdy strefa euro jest w kłopotach, tak niektórym zależy, aby Polska znalazła się w strefie euro? Oczywiście, że nikt nie ośmiela się wskazywać żadnych terminów, ale ta zorganizowana akcja przekonywania polskiego społeczeństwa o korzyściach płynących z uczestnictwa w strefie euro jest wysoce zastanawiająca.

Nie dla psa kiełbasa, nie dla kota spyrka


Co Polska jako państwo zyska na uczestnictwie w strefie euro, gdy na wszystkich polach odstajemy od gospodarki Niemiec, czy Francji? 

Nie jestem przeciwnikiem wstąpienia do strefy euro i zawsze byłem zwolennikiem takiego rozwiązania, ale to, co stało się w Grecji ostudziło mój zapał do wstępowania do strefy euro. 

W bliżej dającej się przewidzieć perspektywie czasowej nie dogonimy gospodarek czołowych państw Europy. Wstąpienie do euro ma tylko sens, gdy nasza gospodarka będzie tak samo silna, jak gospodarka Niemiec. Inaczej, będziemy tyle samo znaczyli w strefie euro, co dzisiaj znaczy Grecja. Grecja  nigdy nie powinna się znaleźć się w strefie euro. Wstąpienie Grecji do eurozony zaszkodziło nie tylko Grecji, ale wszystkim państwom Unii Europejskiej.

Samo spełnienie formalnych kryteriów wstąpienia do  strefy euro, to jest za mało. Strefa euro będzie miała tylko wtedy sens, gdy będzie to związek równoprawnych gospodarczo partnerów. Słaby gospodarczo partner nic nie ma do powiedzenia w strefie euro. Obecnie, będąc poza strefą euro znaczymy o wiele więcej, niż gdybyśmy w niej byli.

Co dzisiaj w strefie euro znaczy Grecja? Nic!

wtorek, 5 lutego 2013

Za peerelu samochód był luksusem, a teraz będzie nim prawo jazdy.


19 stycznia 2013 r. weszła w życie nowelizacja ustawy o kierujących pojazdami, która wprowadziła między innymi nowy system egzaminów oraz elektroniczny obieg dokumentów w procesie wydawania uprawnień do kierowania pojazdami. Czy to cokolwiek zmienia w systemie kształcenia kierowców w Polsce?

Sumaryczna opłata za najbardziej popularne prawo jazdy kategorii B to obecnie koszt około 1300 zł. Jednak  pod warunkiem, że zdamy egzamin od razu. Jednak normą w Polsce i to od dziesiątek lat jest wielokrotne zdawanie egzaminów. Za każdym razem trzeba płacić za jazdy doszkalające i w wielu przypadkach cena za prawo jazdy wzrasta do 2000-3000 zł. Jak to jest możliwe? Czy to kursanci są takimi idiotami, czy też system kształcenia kierowców w Polsce robi z nich idiotów? Czy znacie szkoły w Polsce, gdzie na masową skalę uczniowie zdają te same egzaminy po 6 razy?

Musisz się trochę ... wykosztować!
W normalnym państwie szkoła nauki jazdy, w której przyszli kierowcy muszą zdawać egzaminy po kilka razy nie miałaby racji bytu. Bo co to za szkoła, która nie potrafi skutecznie nauczyć przyszłego kierowcę w ciągu czasu założonego programem nauczania. Pomijam już fakt, że program nauczania uwzględnia tematy, które do niczego kierowcy nie są potrzebne. Kierowcy oprócz znajomości przepisów ruchu drogowego potrzebna jest tylko umiejętność prawidłowego zapinania pasów oraz wymiany koła i żarówek w samochodzie. Pomijam umiejętność udzielania pierwszej pomocy, bo z tym, to mało kto się zetknie, a jeżeli już ... to zapewne spanikuje. Nic więcej nie potrzeba kierowcy!

W wielu sprawach jesteśmy zapatrzeni na rozwiązania z zagranicy. Może i  w tym przypadku warto sięgnąć do systemu nauczania, na przykład z USA. To jedno z najbardziej zmotoryzowanych państw na świecie. W USA jeżeli  chcesz dostać prawo jazdy, to w pierwszej kolejności dostajesz instrukcję z przepisami, których musisz się nauczyć. Następnie wykupujesz w ośrodku nauczania kierowców taką ilość godzin, jaką uważasz za konieczną. Następnie zgłaszasz się na egzamin teoretyczny i po zdaniu umawiasz się na egzamin praktyczny. Do egzaminu możesz użyć samochodu na którym uczyłeś się jeździć. Po zdaniu egzaminu od razu masz wydane prawo jazdy.

W interesie państwa leży, aby jak najwięcej osób posiadało prawo jazdy. Niestety w Polsce jest dokładnie odwrotnie. Do tego dochodzi jeszcze polityka mandatowa, która mimo zaprzeczeń ze strony rządzących, nastawiona jest na drenaż kieszeni kierowców. Od momentu wydania prawa  jazdy, każdy kierowca ma czuć zagrożenie jego utraty i tak jest w rzeczywistości. Utrata prawa jazdy to kolejne wydatki. W efekcie dużo więcej kosztuje w Polsce prawo jazdy, niż używany samochód. To jest biznes i komuś on się opłaca. Tylko, czy takie biznesy budują dobrobyt państwa polskiego?


W końcu dojdzie do tego, że kierowcy zaczną jeździć bez prawa jazdy, bo mandat za prowadzenie pojazdu bez uprawnień to 500 zł ... czyli trzecia zasada dynamiki Newtona (w reakcji na akcję).

piątek, 25 stycznia 2013

Social media pękną jak bańka mydlana?

Media społecznościowe odgrywają obecnie duża rolę w naszym codziennym życiu. Większość internautów posiada swoje konta na Facebooku. Twitterze, czy NK. Jedni korzystają z nich rzadziej, a inni codziennie. Nie uszło to uwadze marketingowców w większości firm i próbują to wielkie skupisko potencjalnych klientów wykorzystać do zwiększenia sprzedaży produktów firm, które reprezentują. 

Czy media społecznościowe to skuteczny sposób na zdobywania klientów?  
Czy istnieje tu potencjał wzrostu dla sprzedaży produktów? 

Co wart jest profil bez fanów?
Trudno na te pytania jednoznacznie odpowiedzieć. Jednak praktyka pokazuje, że większość firm posiada konta w portalach społecznościowych. Lecz, jak dotąd nie funkcjonują w mediach społecznościowych sklepy. Przynajmniej nic o tym nie słyszałem.

Aby odpowiedzieć na pytanie, czy media społecznościowe są skutecznym kanałem marketingowym należy znać preferencje i motywacje osób, które funkcjonują w tych mediach.

Osoby, które zakładają swoje konta w mediach społecznościowych w pierwszej kolejności ukierunkowane są na budowanie własnego wizerunku w sieci i głównie oglądają  swój profil. Niektórzy tworzą monotematyczne strony fanowskie, które ukierunkowane są na zdobywanie nowych członków. Skuteczne dotarcie do potencjalnych klientów z punktu widzenia marketingowca nie jest więc łatwe. 

Aby umieścić na  tablicach potencjalnych klientów własne reklamy trzeba im coś zaoferować. Jak dotąd skuteczne kampanie marketingowe w mediach społecznościowych to tylko te, w których organizuje się konkursy i rozdaje produkty za darmo. W takim przypadku firma dociera ze swoją reklamą do tablic na wielu profilach, a jej strona ma tysiące fanów. Tylko, czy to jest opłacalne? Na tablicy każdego użytkownika Facebooku czy Twittera co chwila pojawia się nowa wiadomość. Czy są one czytane? Jest ich tak dużo, że z dużym prawdopodobieństwem można prognozować, że większość tych informacji nigdy nie dociera do adresata ... kolejne informacje na tablicy przesuwają się, jak klatki filmowe. Reklama, która na tablicy była na samej górze rano, już wieczorem może być w ogóle nie widoczna.

Internet ciągle się zmienia. Pojawiają się nowe możliwości i nowe mody. Media społecznościowe nie zastąpią telefonu i kontaktu osobistego z klientem. Prognozuję, że zachłyśnięcie się Facebookiem czy Twitterem zacznie słabnąć. Gdzie dzisiaj jest NK? Zdobywanie realnych lajków i komentarzy już obecnie nie jest takie proste. W social media założono miliony profili. Większość z nich odwiedzana jest tylko przez samych właścicieli i przypadkowe osoby. To nie jest nic przyjemnego, gdy na naszym profilu jest głucho i cicho. Po co komu taki profil? Dla marketingowców to nie jest dobra informacja.

Jaka przyszłość czeka media społecznościowe? 

Czy social media pękną jak bańka mydlana?

czwartek, 17 stycznia 2013

Pitowa granica polsko-niemiecka.

Obywatele w państwach Unii Europejskiej płacą podatek od swojej pracy, czyli PIT. Niby według tych samych zasad, a efekt dla obywatela w poszczególnych państwach jakby inny. Tematyka podatku dochodowego jest dosyć zawiła i pokrętna, a diabeł tkwi w szczegółach, czyli w ordynacji podatkowej danego państwa. Postanowiłem więc sprawdzić tylko jedno wyliczenie, dla najprostszego przypadku, które porówna podatek dochodowy płacony w Niemczech i Polsce.

Najlepiej przedstawić to na konkretnym przykładzie liczbowym. Dla celów porównawczych obliczenia zostaną dokonane dla przykładowej kwoty 42.000 zł (12 m-cy * 3.500 zł)

W Polsce wyliczenie jest dosyć proste. PIT = Dochód*0,18- 556,02 = 7.004

Czy taki podatek płacą wszyscy w Polsce. Oczywiście, że nie, bo ordynacja podatkowa pozwala na bardzo wiele. Przedstawienie wszystkich możliwych sytuacji jest zadaniem dosyć pracochłonnym.

W Niemczech sytuacja jest dużo prostsza, bo do kwoty wolnej od podatku 8.004 EUR, podatek dochodowy (Einkommensteuer) wynosi 0. W naszym przykładzie (1 euro = 4,1 zł)
Einkommensteuer = [42.000 - (8,004*4,1)]*0,14 = 1.286

Progi podatkowe w Niemczech:
  • dochód do 8.004 EUR – stawka podatku 0%
  • dochód od 8.005 EUR do 52.881 EUR – stawka podatku 14%
  • dochód od 52.882 EUR do 250.730 – stawka podatku 42%
  • dochód od 250.731 EUR – stawka podatku 45%

Czy obywatel Niemiec, którego dochód wynosi w przeliczeniu na polskie złote 42.000 zł zapłaci tylko 1.286 zł podatku? Przede wszystkim zapłaci podatek solidarnościowy na rzecz wschodnich landów (Solidaritätszuschlag) w wysokość 5,5% w stosunku do podatku dochodowego. Podatek ten będzie obowiązywał w Niemczech do 2019 roku. Czyli 1.286*0,055 = 71 zł. Razem 1.357

Osoby, które oficjalnie zadeklarują w Niemczech przynależność do religii płacą podatek kościelny (Kirchensteuer). Wysokość podatku kościelnego  waha się w zależności od landu. W Bayern i Baden-Württemberg KSt podatek kościelny wynosi 8%, natomiast we wszystkich pozostałych Landach 9%.
Polacy, którzy rozliczają się w Niemczech, i należą do kościoła katolickiego w Polsce płacą podatek kościelny obowiązkowo. W naszym przykładzie podatek kościelny wynosi 1,286*0,09= 115 zł.

Razem podatek dochodowy 1.472 zł.

Jak wygląda efektywna stopa opodatkowania podatkiem dochodowym, przy uwzględnieniu średniego wynagrodzenia w obu państwach? Do obliczeń przyjęto, że 42.000 zł to średnie wynagrodzenie roczne w Polsce. Dla Niemiec będzie to kwota 42.000 Euro. Kwoty średniego wynagrodzenia zależą od branży i różnice pomiędzy poszczególnymi branżami są znaczne.

Podatek dochodowy w Niemczech dla średniego wynagrodzenia rocznego 42.000 euro wynosi [(42.000 -8.004)*4,1]*0,14 = 19.513 zł + 1.073 (5,5%) + 1.756 (9%) = 22.342 zł.

Efektywna stopa opodatkowania podatkiem dochodowym średniego wynagrodzenia w Polsce wynosi 16,6%, a w Niemczech 13,0 %. Wnioski? Pozostawiam to czytelnikom.

poniedziałek, 14 stycznia 2013

W 2012 roku zrejestrowano w Polsce o 26% więcej firm, niż rok wcześniej.

Zwykle w latach kryzysowych firm ubywa na rynku, a w Polsce jest na odwrót. Wszyscy ekonomiści opowiadają tylko o kryzysie i prześcigają się w snuciu coraz to bardziej katastroficznych scenariuszy dla Polski. Firmy powinny więc upadać, zawieszać i likwidować działalność ... a jest inaczej.

Zgodnie z tym, co można wyczytać z rejestrów KRS, to w 2012 roku zarejestrowano w Polsce 31.000  podmiotów gospodarczych, w tym 29.300 to nowe przedsiębiorstwa. Wzrost ilości nowych przedsiębiorstw w 2012 roku w stosunku do poprzedniego roku kształtuje się na poziomie aż 26%. W 2012 roku zbankrutowało 35 razy mniej firm, niż rok wcześniej. Te dane podał kilka dni temu "Puls Biznesu".

To jak w końcu jest z tym kryzysem w Polsce? Czy ktoś w Polsce zna się na gospodarce, bo wszystkie telewizyjno-radiowo-blogowe autorytety ekonomiczne ciągle mówią o kryzysie i wieszczą, ze 2013 rok będzie najgorszym rokiem dla polskiej gospodarki od 2008 roku.

Zapewne jakiś autorytet ekonomiczno-socjologiczny wyjaśni nam ten wkrótce ten fenomen. Wydaje mi się jednak, że Polacy przestali słuchać i kierować się wskazówkami autorytetów telewizyjnych, a wzięli sprawy w swoje ręce. I bardzo dobrze. Należy się z takiego stanu rzeczy bardzo cieszyć ... ale te nowe firmy, to zapewne w większości tzw. jednoosobowa działalność gospodarcza,  bo jednoosobowymi firmami Polska stoi. Jednak w pojedynkę, to potęgi gospodarczej z Polski nie zrobimy. Przede wszystkim potrzebne nam są firmy innowacyjne, a takich u nas niewiele. 

Więc już nie wiem, czy cieszyć się bardzo, czy tylko trochę?

sobota, 12 stycznia 2013

Wiara w siebie może otworzyć drzwi do wspanialszej przyszłości, ale zbyt wielka wiara w siebie zwykle przybiera formy karykaturalne.

Szerokim echem w Polsce odbił się "upadek" Prezesa polskiej giełdy. Sprawa jest szeroko znana i komentowana. Mnie jednak zainteresował w całym tym zgiełku jeden element, który, jak mniemam, doprowadził do odwołania ze stanowiska prezesa GPW w Warszawie. Tym elementem jest zbyt wielka wiara w siebie. Niestety, ale nie jest to przypadek, ani rzadki, ani odosobniony. To, co napiszę dalej nie ma być może związku z odwołanym Prezesem, ale utrata kontaktu z rzeczywistością jest niestety nagminnym przypadkiem wśród wszelkiej maści decydentów.

Szef daltonista
Zwykle, gdy spotyka nas awans w hierarchii społecznej i stajemy się kimś ważnym (... zwykle we własnych oczach ...), to zaczynamy trochę inaczej postrzegać świat. Władza na ludźmi i możliwość wydawania poleceń wzbudza w wielu osobach "demony". Potem jest tylko gorzej i następuje utrata kontaktu z rzeczywistością. Oczywiście nie dotyczy to na szczęście większości naszych przełożonych, ale zjawisko jest stare, jak świat. Co ciekawe, to taki "szef" nie widzi niczego niestosownego w swoim zachowaniu. Wydaje mu się, że jest niezastąpiony i bez niego firma nie może działać. Jednak otoczenia "szefa" widzi to dokładnie inaczej, ale on nie dopuszcza do siebie takich myśli. Często w przypadku takich "szefów" następuje szereg irracjonalnych decyzji, które zwykle kończą się ich upadkiem. 

Niestety, ale nie jest tak zawsze. Wielu takim osobom udaje się działać całymi latami. W swoim życiu zawodowym "udało" mi się spotkać kilka takich odlotowych postaci. Jeden, który był kierownikiem średniego zakładu produkcyjnego nie pozwalał, aby ktokolwiek odezwał się do niego, jeżeli nie był jego bezpośrednim podwładnym. Za odezwanie się osoby "nieuprawnionej" do szefa groziło nawet wywalenie z pracy. Oczywiście nie znosił żadnej dyskusji i nie cierpiał, gdy ktoś miał odmienne od niego zdanie. Po roku wyleciał z pracy z wielkim hukiem.

Inny przykład. Kiedyś mój szef (bardzo miły i racjonalnie myślący człowiek) polecił mi, abym zadzwonił do pewnej osoby i dokonał ustaleń w sprawie przyszłej inwestycji. Mój rozmówca był  kiedyś wiceministrem. Gdy dodzwoniłem się do niego i przedstawiłem, ten przerwał zdenerwowany i poinformował mnie, że może rozmawiać tylko z równymi sobie i nie będzie tracił czasu na rozmowy ze mną. Dla jasności miałem wtedy pełne pełnomocnictwa do dokonywania wszelkich ustaleń w sprawie w której dzwoniłem. Z tego co wiem, to im dłużnej pracował, tym mniejsze było zapotrzebowanie na jego kwalifikacje.

Wiara w siebie to rzecz cenna i konieczna, aby odnieść sukces i to nie tylko w biznesie. Niestety, ale w niektórych przypadkach wiara w siebie przybiera formy karykaturalne. Nic na to nie poradzimy, ale warto unikać takich odlotowych "szefów".

czwartek, 10 stycznia 2013

Zrobić coś wartościowego z czegoś bezwartościowego.

Jak przekuć to w złoto?
W świecie w którym żyjemy bardzo często mamy do czynienia z rzeczami, które nie mają obecnie żadnej wartość. Jednak często jest to związane z dylematem dotyczącym przyszłej wartości tych rzeczy. 

W jednym przypadku jest to dylemat polegający na decyzji: czy dalej brnąć w dany biznes i inwestować, a w innym: czy trzymać i czekać?

Aby nie być gołosłownym przytoczę kilka przykładów:
  • Polskie łupki to romantyczna, ale bezwartościowa idea?
  • Bezwartościowe bilety OLT?
  • Polskie obligacje przedwojenne to współczesne hobby, czy inwestycja?
  • Informacja to produkt jeszcze bezwartościowy? 
  • Gromadzenie przedmiotów użytkowych, które obecnie nie mają żadnej, albo minimalną wartość to inwestycja, czy strata czasu?
  • Jaki sens ma trzymanie 20 letniego seryjnego samochodu, która obecnie ma wartość złomu.
  • Funkcjonowanie firmy, która co prawda wychodzi na zero, ale nie widać dla niej nadziei na przyszłość?
  • Czy zdjęcia fotoblogerów, których dziennie powstają tysiące, będą miały kiedyś wartość?

Najczęściej gromadzimy przedmioty, bo mają dla nas wartość sentymentalną i w ogóle nie zastanawiamy się, czy będą one miały jakąkolwiek wartość w przyszłości. Co jednak zrobić gdy, dany przedmiot w nagły sposób stracił wartość? Zwykle zatrzymujemy taki przedmiot i liczymy ... właśnie na co?

Z gromadzeniem rzeczy bezwartościowych miał lub ma do czynienia prawie każdy z nas. Jeżeli przedmiot jest obecnie bezwartościowy to nie ma prostej metody, aby z dnia na dzień ta sytuacja zmieniła się. W dłuższej perspektywie zdecydowana większość przedmiotów zyska na wartość. Jednak kto chciałby czekać!

Jednak jest pewna wartość, która dla wielu z nas wydaje się bezwartościowa, a w rzeczywistości jest inaczej. Wystarczy tylko po nią sięgnąć.  Tą wartością jesteśmy my sami. To nasz osobisty potencjał. Niestety, ale niewielu potrafi przekuć to w wartość materialną. Przykładem osobistego sukcesu osiągniętego tylko dzięki samemu sobie jest CeZik. Olbrzymi sukces, jaki odniósł na YouTube to tylko jego zasługa ... i dostępnej technologii.

Więc, jak zrobić coś wartościowego z czegoś bezwartościowego? Może ktoś z czytelników bloga ma jakieś proste pomyły, bo mnie niestety nie udało się takich znaleźć. W każdym razie warto zdawać sobie sprawę z relatywizmu i zmienności w czasie wartości i braku wartości tych samych rzeczy.

wtorek, 8 stycznia 2013

Obiecanki Vatanki!

Kilka dni temu premier Donald Tusk stwierdził, że "... to, czy stawki VAT w 2014 roku wrócą do poziomów sprzed podwyżki w 2011 roku będzie zależało od tego, jak będzie wyglądał rok 2013 ..."

Jak bardzo dobrze pamiętamy, podniesienie podstawowej stawki VAT z 22 do 23% podyktowane było koniecznością utrzymania dyscypliny finansów publicznych w czasie kryzysu. Problem tylko w tym, że nikt do tej pory nie ogłosił kryzysu gospodarczego w Polsce, a można nawet powiedzieć coś przeciwnego. Ciągle jesteśmy przekonywani, że w Polsce nie ma kryzysu gospodarczego, a jedynie możliwe jest spowolnienie gospodarcze.

Nie tylko rząd planował powrót do podstawowej stawki VAT w 2014 roku, ale również stwierdziła to w swoim programie wyborczym partia rządząca w Polsce. W aktualnym programie wyborczym PO jest wyraźna zapowiedź obniżeniu od 2014 roku stawki podstawowej VAT do 22%. 
Warto w tym miejscu przypomnieć, że gdy podwyższano stawkę VAT, to premier rządu nawet przepraszał za to "... skutek tej podwyżki dla polskiej rodziny to kilkanaście groszy dziennie. Przepraszam za to, że czasem takie decyzje trzeba podejmować .. ". 

Oczywiście wszystko może się jeszcze zdarzyć w 2013 roku, ale istnieje małe prawdopodobieństwo, aby ogarnął Polskę wielki kryzys. Zapewne sytuacja gospodarcza w 2013 roku będzie taka sama, jak w rok, czy dwa lata wcześniej. Problem tylko w tym, że państwo polskie zadłuża się coraz bardziej i to jest ta tykająca bomba. Niestety, ale ten jeden procent VAT nie rozbroi tego ładunku, a dla sytuacji przedsiębiorstw obniżenie stawki VAT ma bardzo duże znaczenie.

Niektórzy eksperci twierdzą, że raz podniesiony podatek, nigdy nie jest później obniżany. Może nie do końca jest to prawda, ale faktem jest, że machina państwowa jest w stanie wydać każdą ilość pieniędzy. Państwo również nie jest przykładem racjonalnego i oszczędnego inwestora. W tym względzie Polska nie jest wyjątkiem.

Niemniej liczę, że stawka podatku VAT wróci w 2014 roku do 22%.

niedziela, 6 stycznia 2013

Wykorzystaj to, co masz i licz na siebie.

Wiele osób oczekuje, że ktoś im pomoże założyć firmę lub dostać pracę. Pierwszym pomocnikiem zwykle jest  rodzina, potem znajomi,  następnie znajomi znajomych. W dalszej kolejności można wymienić ogłoszenia internetowe i prasowe, różnego rodzaju firmy pośrednictwa pracy, urzędy pracy. Może kolejność nie jest tu taka ważna, jak fakt, że pomiędzy nami, a docelowym pracodawcą zwykle oczekujemy jakiegoś pośrednika. Ktoś przecież musi nam pomóc!

W obecnych czasach, na konkurencyjnym rynku pracy, bardzo często zdarza się tak, że pomocnicy na których liczymy nie są w stanie nam pomóc. Nie ma tu też znaczenia, czy nie potrafią, czy też po prostu nie chcą tego zrobić. 

Czy pozostajemy wtedy sami ze swoim problemem? Niekoniecznie. Zawsze możemy liczyć na siebie samych

Każdy z nas coś potrafi, czymś się interesuje i coś chciałby robić. To jest nasz potencjał. Należy to wykorzystać. Gdy nie znajdziemy kogoś, kto chciałby nas zatrudnić, to warto założyć własny biznes w oparciu o to, co możemy zaoferować na rynku pracy. Pierwszym kanałem promocji i sprzedaży powinien być Internet. Poprzez Internet mamy szanse dotrzeć do największego spektrum klientów. Zarabianie przez Internet może być najlepszym sposobem na własny biznes. Najważniejsze, aby własny potencjał umieć przekuć na produkt, który znajdzie nabywców. Tutaj tkwi klucz do sukcesu. Jak to zrobić w konkretnej sytuacji? Odpowiedź na to pytanie musimy znaleźć sami.

Zapewne wielu czytelników zauważyło, ze nic nie napisałem o wykształceniu, doświadczeniu zawodowym i posiadanych "papierach", które powinny nas uwiarygadniać na rynku pracy. Zrobiłem to z pełną premedytacją, bo to jest oczywistość, że to wszystko może pomóc.

Jednak te elementy nie decydują aż tak bardzo o tym, że dostaniemy pracę, czy też będziemy prowadzili własny, dochodowy biznes. Posiadanie "papierów" w większości przypadków jest to warunek konieczny, ale nie wystarczający, aby znaleźć pracę lub odnieść sukces w biznesie.