facebook

Social Icons

twitterfacebookgoogle plusrss feedemail

wtorek, 26 lutego 2013

Sprzedaż przez telefon, czyli wszelkie chwyty dozwolone c.d.

Niedawno w artykule Najważniejsze są pierwsze 30 sekund rozmowy! pisałem o sprzedaży przez telefon. Wydawało mi się, że nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć przy sprzedaży przez telefon. Aż tu dzisiaj otrzymałem nową propozycję sprzedaży, którą roboczo nazwałem "na krzyk i strach".

Rozmowa wyglądała mniej więcej tak:

"Chciałem rozmawiać z osobą decyzyjną w firmie w sprawie ustalenia terminu spotkania dotyczącego sprzedaży ...[tutaj nazwa produktu]".

Efekt jest piorunujący, bo osoba odbierająca taki telefon nie wie o co cho. Poza tym dzwoniący mówił to z taką pewnością siebie, że dla odbierającego telefon jest praktycznie pewne, że to tylko czysta formalność.

Czy szef ustalił już taki termin i teraz chodzi o nadanie sprawie biegu? Myśli kłębią się i łatwo wpaść w pułapkę.

sobota, 23 lutego 2013

Fotoradary dopełnią dzieła zniszczenia powszechnej motoryzacji?

Na drogach zawsze dochodziło do bardzo wielu wykroczeń. Nie ma na świecie kierowcy, który nie byłby od czasu do czasu w kolizji z przepisami ruchu drogowego. 

Państwo na ten stan rzeczy ma tylko jedną odpowiedź. Tą odpowiedzią jest ciągle rozbudowywany katalog kar. Do tego potrzebne są coraz bardziej wyrafinowane narzędzia, więc teraz na drogach i ulicach stawiane są kombajny fotoradarowe. Oficjalny cel tych działań jest powszechnie znany i nie będę się nad tym rozwodził. 

Bardziej interesują mnie skutki uboczne tego rodzaju działań. Czy fotoradary spowodują tylko zmniejszenie ilości wypadków (oby) i zwiększenie wpływów budżetowych?

Na podstawie rozmów z wieloma osobami i lektury komentarzy użytkowników dróg prognozuję jeszcze jeden skutek opresji fotoradarowej na drogach. Uważam, że będzie zmniejszał się ruch na drogach. To z kolei wpłynie na zmniejszenie sprzedaży paliw oraz samochodów. Jakie będą konkretne skutki boomu fotoradarowego dla biznesu paliwowego i motoryzacyjnego tego nikt dzisiaj nie wie?

Czy jazda samochodem nie ograniczy się tylko do niezbędnych wyjazdów? Dzisiaj wielu kierowców w trakcie jazdy mniej uwagi poświęca innym uczestnikom ruchu drogowego, a więcej na rozglądanie się w poszukiwaniu zastawionych na nich pułapek na drogach. Czy to zachęca do jazdy własnym samochodem?

czwartek, 14 lutego 2013

Proste rezerwy już się wyczerpały.

Władze i autorytety ekonomiczne odtrąbiły, że w 2013 roku czeka Polskę spowolnienie gospodarcze, ale i tak będziemy na plusie. Czy spowolnienie gospodarki polskiej jest tylko wynikiem ogólnej słabej koniunktury w gospodarce światowej? Może jednak sprawa jest dużo bardziej poważna, bo wyczerpały się proste rezerwy, które do tej pory można było wykorzystywać?

Niestety, ale Polska w świecie nie kojarzy się z nowoczesnością i innowacyjnością. Konkurencyjność polskich przedsiębiorstw na rynkach międzynarodowych jest niewielka, bo polskie firmy w swoim ogóle nie są nowoczesne. Analityce oceniają, że przy takim tempie rozwoju osiągniemy średni dochód narodowy w Unii Europejskiej za 30 lat. To tak odległa perspektywa! W 1995 roku polski PKB był na poziomie 43% średniej w UE, a w 2011 roku na poziomie 65%. 

Dokąd pędzi polska gospodarka?
Czy widać w tym tunelu światełko dla polskiej gospodarki?

Jednak na doganianie w takim tempie nie mamy co liczyć. Jest więcej, niż pewne, że Polska gospodarka dostanie teraz przysłowiowej zadyszki. To nie jest nawet teza, ale pewnik, bo tak zawsze działo się z innymi państwami, które goniły czołowe gospodarki. Granicznym dochodem okazuje się 17.000 USD, a taki poziom Polska już przekroczyła. Jest więcej, niż pewne, że przez lata będziemy rozwijali się w dużo słabszym tempie, jeżeli rozwój będzie w dalszym ciągu oparty na zwiększaniu efektywności pracy i taniej sile roboczej.

Czy w związku z tym nigdy nie osiągniemy poziomu PKB najbogatszych państw świata. Zapewne takiego poziomu nie osiągniemy w dającej się przewidzieć perspektywie czasowej, ale powinniśmy wyznaczyć sobie kamienie milowe i osiągać pojedyncze cele wzrostu PKB jeden po drugim. 

Ruszenie w pościg wymaga jednak wielu zmian i nie jestem pewien, czy nas na to stać. Po pierwsze powinno się postawić na innowacyjną gospodarkę. Tutaj tkwi olbrzymi potencjał wzrostu, bo obecnie jesteśmy innowacyjnym ogonem Europy. Po drugie należy zmienić prawo gospodarcze, które uwolni szczególnie drobnych przedsiębiorców z okowów biurokratycznych obowiązków i ciągłej podejrzliwości ze strony organów państwa. Wystarczy skopiować wzorce biurokracji brytyjskiej.

Czy jest to możliwe? Oczywiście, że tak.
Czy jest to realne? ....?

piątek, 8 lutego 2013

Będąc poza strefą euro nic nie znaczymy w Unii Europejskiej?

Coraz więcej ekonomistów .... bo o niektórych politykach, to nawet nie warto wspominać ... twierdzi, że "będąc poza strefą euro nic nie znaczymy w Unii Europejskiej". Co oznacza taki przekaz i do kogo jest kierowany?  Dlaczego teraz, gdy strefa euro jest w kłopotach, tak niektórym zależy, aby Polska znalazła się w strefie euro? Oczywiście, że nikt nie ośmiela się wskazywać żadnych terminów, ale ta zorganizowana akcja przekonywania polskiego społeczeństwa o korzyściach płynących z uczestnictwa w strefie euro jest wysoce zastanawiająca.

Nie dla psa kiełbasa, nie dla kota spyrka


Co Polska jako państwo zyska na uczestnictwie w strefie euro, gdy na wszystkich polach odstajemy od gospodarki Niemiec, czy Francji? 

Nie jestem przeciwnikiem wstąpienia do strefy euro i zawsze byłem zwolennikiem takiego rozwiązania, ale to, co stało się w Grecji ostudziło mój zapał do wstępowania do strefy euro. 

W bliżej dającej się przewidzieć perspektywie czasowej nie dogonimy gospodarek czołowych państw Europy. Wstąpienie do euro ma tylko sens, gdy nasza gospodarka będzie tak samo silna, jak gospodarka Niemiec. Inaczej, będziemy tyle samo znaczyli w strefie euro, co dzisiaj znaczy Grecja. Grecja  nigdy nie powinna się znaleźć się w strefie euro. Wstąpienie Grecji do eurozony zaszkodziło nie tylko Grecji, ale wszystkim państwom Unii Europejskiej.

Samo spełnienie formalnych kryteriów wstąpienia do  strefy euro, to jest za mało. Strefa euro będzie miała tylko wtedy sens, gdy będzie to związek równoprawnych gospodarczo partnerów. Słaby gospodarczo partner nic nie ma do powiedzenia w strefie euro. Obecnie, będąc poza strefą euro znaczymy o wiele więcej, niż gdybyśmy w niej byli.

Co dzisiaj w strefie euro znaczy Grecja? Nic!

wtorek, 5 lutego 2013

Za peerelu samochód był luksusem, a teraz będzie nim prawo jazdy.


19 stycznia 2013 r. weszła w życie nowelizacja ustawy o kierujących pojazdami, która wprowadziła między innymi nowy system egzaminów oraz elektroniczny obieg dokumentów w procesie wydawania uprawnień do kierowania pojazdami. Czy to cokolwiek zmienia w systemie kształcenia kierowców w Polsce?

Sumaryczna opłata za najbardziej popularne prawo jazdy kategorii B to obecnie koszt około 1300 zł. Jednak  pod warunkiem, że zdamy egzamin od razu. Jednak normą w Polsce i to od dziesiątek lat jest wielokrotne zdawanie egzaminów. Za każdym razem trzeba płacić za jazdy doszkalające i w wielu przypadkach cena za prawo jazdy wzrasta do 2000-3000 zł. Jak to jest możliwe? Czy to kursanci są takimi idiotami, czy też system kształcenia kierowców w Polsce robi z nich idiotów? Czy znacie szkoły w Polsce, gdzie na masową skalę uczniowie zdają te same egzaminy po 6 razy?

Musisz się trochę ... wykosztować!
W normalnym państwie szkoła nauki jazdy, w której przyszli kierowcy muszą zdawać egzaminy po kilka razy nie miałaby racji bytu. Bo co to za szkoła, która nie potrafi skutecznie nauczyć przyszłego kierowcę w ciągu czasu założonego programem nauczania. Pomijam już fakt, że program nauczania uwzględnia tematy, które do niczego kierowcy nie są potrzebne. Kierowcy oprócz znajomości przepisów ruchu drogowego potrzebna jest tylko umiejętność prawidłowego zapinania pasów oraz wymiany koła i żarówek w samochodzie. Pomijam umiejętność udzielania pierwszej pomocy, bo z tym, to mało kto się zetknie, a jeżeli już ... to zapewne spanikuje. Nic więcej nie potrzeba kierowcy!

W wielu sprawach jesteśmy zapatrzeni na rozwiązania z zagranicy. Może i  w tym przypadku warto sięgnąć do systemu nauczania, na przykład z USA. To jedno z najbardziej zmotoryzowanych państw na świecie. W USA jeżeli  chcesz dostać prawo jazdy, to w pierwszej kolejności dostajesz instrukcję z przepisami, których musisz się nauczyć. Następnie wykupujesz w ośrodku nauczania kierowców taką ilość godzin, jaką uważasz za konieczną. Następnie zgłaszasz się na egzamin teoretyczny i po zdaniu umawiasz się na egzamin praktyczny. Do egzaminu możesz użyć samochodu na którym uczyłeś się jeździć. Po zdaniu egzaminu od razu masz wydane prawo jazdy.

W interesie państwa leży, aby jak najwięcej osób posiadało prawo jazdy. Niestety w Polsce jest dokładnie odwrotnie. Do tego dochodzi jeszcze polityka mandatowa, która mimo zaprzeczeń ze strony rządzących, nastawiona jest na drenaż kieszeni kierowców. Od momentu wydania prawa  jazdy, każdy kierowca ma czuć zagrożenie jego utraty i tak jest w rzeczywistości. Utrata prawa jazdy to kolejne wydatki. W efekcie dużo więcej kosztuje w Polsce prawo jazdy, niż używany samochód. To jest biznes i komuś on się opłaca. Tylko, czy takie biznesy budują dobrobyt państwa polskiego?


W końcu dojdzie do tego, że kierowcy zaczną jeździć bez prawa jazdy, bo mandat za prowadzenie pojazdu bez uprawnień to 500 zł ... czyli trzecia zasada dynamiki Newtona (w reakcji na akcję).