Olbrzymie
zamieszanie i konsternację, nie tylko na Węgrzech, wywołało uchwalenie
przez węgierski parlament tzw. "ustawy niewolniczej". Nowe prawo pracy
zmusza pracowników do przepracowania w ciągu roku 250 godzin
nadliczbowych, jeżeli pracodawca będzie żądał świadczenia takiej pracy.
Dodatkowo
pracodawca może zażądać od pracownika przepracowania kolejnych 150
godzin nadliczbowych, ale musi uzyskać na to zgodę pracownika. Zgoda
pracownika wydaje się czysto formalnym wybiegiem, bo trudno sobie
wyobrazić, aby pracownik odmówił świadczenia pracy, gdy "poprosi" go
pracodawca.
W ten sposób, jakby przy okazji, doszlusowano do 6 dniowego dnia pracy (6 dni x 8 godzin).
![]() |
all around the clock |
Węgry
nie są rzecz jasna, pierwszym państwem, które ma takie pomysły na walkę z
problemem pozyskania wykwalifikowanych pracowników.
Godziny nadliczbowe to jedno, ale najciekawszy jest sposób zapłaty za godziny nadliczbowe. Obecnie godziny nadliczbowe są rozliczane w ciągu jednego roku. Nowe prawo pozwala na wydłużenie tego okresu do lat trzech.
W
przypadku Węgier takie rozwiązanie ma uzasadnienie ekonomiczne. W 2017
roku inwestycje zagraniczne generowały blisko 67 % węgierskiego PKB.
Największymi pracodawcami na Węgrzech są zagraniczne firmy przemysłu
motoryzacyjnego, w których cykl produkcji samochodów zwykle odbywa się
okresach trzyletnich. Nie ulega wątpliwości, że Węgry nie miały wyjścia,
jeżeli dalej chcą być główną montownią samochodów w Europie.
Tego rodzaju zmiany w prawie pracy będą miało daleko idące reperkusje nie tylko na Węgrzech. Pytaniem jest ... kto następny i jakie kolejne zmiany są przygotowywane dla pracowników.